Tureckie przysłowie mówi ,,aby poznać człowieka, trzeba stać się jego towarzyszem podróży”. A może powinno być: ,,aby poznać piłkarza, trzeba udać się do Turcji”. Michał Nalepa, jako jeden z nielicznych byłych zawodników Arki, radzi sobie dobrze za granicą. W Giresunspor 2 gole i 7 asyst. Na 30.03.2023 r. w Sakaryaspor gol i 9 asyst. Przez kibiców w Giresun nazywany ósmym cudem świata. A pierwsza liga turecka słaba nie jest, o czym przekonało się już wielu zawodników z polskiej ekstraklasy.


Niko: Jak wyglądało twoje rozstanie z Arką? Wracam do tego tematu, bo zdarzają się kibice twierdzący, że wielu piłkarzy po prostu  uciekło po spadku.

Michał Nalepa: Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał na człowieka trochę napluć. Arka była, jest i będzie moją piłkarską miłością i nie mam zamiaru nikogo o tym przekonywać ani z tego się tłumaczyć. Spadliśmy z ligi i było to dla mnie ogromnie przykrym przeżyciem. Tak, mogę sobie wyobrazić, co czuli kibice, po części przecież też nim jestem. Ale jestem także piłkarzem, to mój zawód, z którego utrzymuję rodzinę. Otrzymałem ofertę atrakcyjną również pod kątem rozwoju piłkarskiego dla mnie i zdecydowałem się skorzystać. A że ktoś dorobi do tego swoją teorię, jak wyżej – nic nie poradzę i nie mam zamiaru radzić. Ja wiem, co mam w sercu, i to dla mnie jest najważniejsze.

Bałeś się wyjazdu do Turcji? A może rodzina się obawiała? Jednak w tamtym momencie to była podróż w nieznane.

Nie, wiesz, nie miałem obaw. Mam taką naturę, że obawy raczej nie towarzyszą mi w życiu. Oczywiście zastanawiałem się przed wyjazdem. To nie jest tak, że to jedynie inny kraj. To też inna kultura, inne zwyczaje, także było, nad czym myśleć. Tym bardziej, że Giresun jest taki, hmm, stricte turecki. Rozmawiałem z piłkarzami, którzy grali w Stambule, Izmirze, czy Ankarze. I oni mówili, że jednak da się odczuć różnicę. Summa summarum wyjechałem, a za mną żona i syn. Drugi urodził się już tam i to też o czymś świadczy. Nie baliśmy się hahaa.

d713dbf7_nalepa.jpg

Super szło tobie w Giresunspor. Drużyna awansowała do tureckiej ekstraklasy i śmiało można powiedzieć, że byłeś jednym z głównych architektów tego sukcesu. Najlepszy pomocnik ligi, bodajże kapitan w przedsezonowym sparingu z Fenerbahce i taki zonk. Nagle klub dziękuje tobie za grę, choć nie w taki sposób, w jaki chyba oczekiwałeś.

Z obecnej perspektywy mogę się z tego tylko śmiać i traktować to jako kolejne doświadczenie. Ale wtedy nie było mi do śmiechu. Byłem wściekły i zszokowany. W wielu klubach w Turcji po awansie wymienia się 90 procent składu. Na nowych piłkarzach, transferach można sporo zarobić, a pieniądze wpadają do wielu kieszeni. Jeszcze tuż przed obozem byłem w czwórce piłkarzy, którzy mieli zapewnienie, że bezdyskusyjnie zostają. I nagle przed meczem z Galatasaray dowiaduję się, iż w ogóle nie zostałem zgłoszony do rozgrywek. Wkurwiłem się mocno, poszedłem do trenera, nie obeszło się bez wyzwisk. Potem przepychanki trwały jeszcze z miesiąc, no i skończyło się, jak skończyło. A zawodnik, który przyszedł na moje miejsce, pograł z trzy mecze, potem został odsunięty od składu i tam też z nim się różne cuda działy, groźby jakieś itd. hahah. A mecz z Fener – no tak, to taki był oficjalny sparing. Dużo kibiców itd. Gwoli ścisłości – kończyłem jako kapitan, no nie wiedziałem, że właśnie kończę przygodę z Giresunspor. A takie historie z transferami dzieją się zapewne i w Polsce. Tylko w Turcji to jest takie, hmmm, mocne hah.

Michał, moim zdaniem w Turcji się rozwijałeś, zacząłeś pokazywać potencjał. Potem powrót do Polski, Jagiellonia. Czy odczuwałeś, że to stagnacja, a wręcz „zwijanie się”? Nie wyglądało to dobrze, zresztą cała drużyna.

Na pewno nie wyglądało to dobrze. Moim zdaniem wpływ na to miały perypetie z odejściem z Giresunspor. Przepychanki w związku z rozwiązaniem kontraktu, brak regularnych treningów, ćwiczyłem indywidualnie, ale wiadomo, że to nie to samo. Trener Mamrot ściągnął mnie i liczył, że pomogę drużynie. I ja na to liczyłem. Niestety miałem zaległości – dołączyłem do drużyny we wrześniu, od października mogłem grać. I wyszło, jak wyszło. Zresztą ja w ogóle uważam, że trener Mamrot powinien wtedy dostać szansę przepracowania zimowego okresu z drużyną. No a przyszedł Piotr Nowak i hmm… Wiesz co, działy się różne cyrki, ale też nie chcę się w to zagłębiać. Ludzie, którzy tam byli w owym czasie, wiedzą wszystko dokładnie. Ale coś jest nie tak, skoro prawie wszyscy zawodnicy mieli niezbyt dobre zdanie o trenerze. Ja nie uważam, że trener Nowak był całym złem, szkoda tylko, że słuchał nieodpowiedniej osoby, tj. trenera od przygotowania fizycznego. W każdym razie piłkarz zawsze może się obronić grą – jak mawiał trener Dźwigała – i wierzę, że właśnie teraz to robię.

8c461b58_nalepa-6.jpg

A po Jadze znów Turcja. Nieudany okres w Polsce, a się udało. Kozacki menadżer?

No tak, ponownie Turcja. Na pewno ogromna pomoc menadżera, który tak podziałał po słabym moim czasie w Białymstoku. Myślę, że też trochę udało mi się zakodować moje nazwisko w I lidze w Turcji. Giresunspor był traktowany jako średniak, a udało się nam awansować. I uważam, że miałem na to wpływ – niezłe liczby itd. Wyszło mi to na dobre, zgadzam się ze słowami Adriana Mierzejewskiego, którego wywiad oglądałem w FootTrucku. Nie chciałbym wracać do polskiej ligi, chyba że do Arki na zakończenie przygody z piłką np.

A nie obawiałeś się powrotu do ligi tureckiej po perypetiach na zakończenie gry w Giresunie?

Nie, jak już wspominałem, jestem człowiekiem pozytywnie nastawionym do życia. A zresztą w polskiej lidze też się paru rzeczy naoglądałem. No i najważniejsze – człowiek się czegoś nauczył. Lepiej przeprowadzony research, lepiej skonstruowany kontrakt. Nie ma się co oglądać, trzeba iść z wiarą i optymizmem do przodu.

f567920b_nalepa-5.jpg

No właśnie masz chyba powody do optymizmu – odnosisz wrażenie, że jeszcze się rozwijasz? Nie jesteś przecież emerytem. A jak porównasz pierwszą ligę turecką z polskim odpowiednikiem? Piłkarsko i kibicowsko.

Szczerze to czuję, że się jeszcze rozwijam, idę do góry. Mam bardzo dobre statystyki. A Sakaryaspor, mimo że jest beniaminkiem, znajduje się w czubie tabeli i walczy o play-offy. Piłkarsko – uważam, że pierwsza liga turecka jest silniejsza od pierwszej polskiej. Jest bardziej techniczna. Tu raczej nie ma biegania po górach zimą haha. Grają tu większe indywidualności. Oczywiście wpływ na to mają większe pieniądze niż w polskim odpowiedniku. Mam świadomość, że to porównanie powinno być rozpatrywane pod wieloma aspektami, ale tak na krótko – jest to lepsza liga. Występowało tu lub występuje wielu zawodników znanych z boisk naszej ESA, ale i z dużo wyższej półki vide Ryan Babel. W Sakaryaspor też gra dobry zawodnik z Kongo, choć mniej znany – ma już 20 bramek na koncie. Kibicowsko – tutaj kibice bardziej jednak żyją drużyną. Dokąd by człowiek nie poszedł, zaczepiają, w sklepach gratisy chcą rozdawać, koszulek nie każą zdejmować hahahah. Na mecze Sakaryaspor chodzi po 13 tys. kibiców. W Giresun chodziło trochę mniej, ale nawet gdy przytrafiła się nam słaba seria, to fani wiernie przychodzili na mecze. Natomiast nie ma tu opraw, pod tym względem w Polsce jest o niebo lepiej. A chuligańsko hahaha – no nasi polscy kibice sami wiedzą haha. Choć tu jest taka rzeźnia i „chamówa” pod innym kątem. Tureccy fani lubią trenować rzut na murawę wszystkim, co akurat znajdą pod ręką. Co ciekawe, z reguły meczu się nie przerywa. Nie wiem, może sędzia zmierzy odległość, wskaże rekordzistę i gramy dalej. Podobnie z wybieganiem na murawę. Wpadli podczas meczu, myślałem, że koniec meczu. A gdzie tam, luz. Zaliczyli swój występ i piłkarze kontynuują swój.

A twoje spotkania ze znanymi piłkarzami na murawie?

W jednej drużynie to wspominałem już o napastniku z Kongo, no ale on nie jest taki znany. W Giresunspor mieliśmy Ibrahimę Balde, dużo strzelał, wcześniej był w Atletico. Mieliśmy też zawodnika z Senegalu, który aktualnie gra w lidze francuskiej. A rywal z przeciwnej drużyny… No Mesut Ozil. Jeszcze jak go oglądałem w Realu, któremu kibicuję, wydawał się taki statyczny, dostojny. Na murawie można się zdziwić haha.

5d418092_nalepa-4.jpg

Wspominaliśmy już o wyjeździe do Turcji twojej rodziny. Tam urodził się drugi syn. I tam wzięliście z Karoliną ślub w polskiej ambasadzie.

No tak, ślub wzięliśmy tak na wariata, zmieniły się przepisy i chodziło o kartę pobytu dla rodziny. Starszy syn chodzi do przedszkola. Poznaje język turecki, kulturę i fajnie. Czujemy się tu dobrze. Ale to nie oznacza, że zapominamy o korzeniach. Synowie wiedzą, że w imię Ojca i Syna, i Arka Gdynia, barwy polskie, biało-czerwone. Jednak fajnie jest poznawać inne kultury, języki i podoba mi się to. Oczywiste jest, że tęsknię za Gdynią, Niko hahaha, wieloma kibicami. I młodszymi, i ze starszej ekipy. Chętnie bym z nimi poszedł na kawę czy nawet piwo. Na wszystko przyjdzie czas, nie da się mieć wszystkiego naraz.

Trzęsienie ziemi, ogromna tragedia. Was na szczęście ominęło…

Tak, na szczęście w rejonie Sakaryi tego kataklizmu nie było. Ale przeżyliśmy to wcześniej. 5,8 w skali Richtera. Obudziliśmy się w nocy, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Wszystko się kołysało, ustało po chwili, a przynajmniej po chwili od czasu, gdy się obudziliśmy. A to ostatnie – straszna tragedia. Wiesz, tu wiele budynków wygląda jak samowola budowlana i pewnie nią jest, także wszystko składało się jak domki z kart. Oczywiście charytatywne zbiórki, pomoc z całego świata. Tylko taka smutna konkluzja – tragedia przyciąga ludzi, ich pomoc na początku. Teraz ci ludzie muszą sobie radzić sami, Nawet inne rejony Turcji są już jakby bardziej zajęte sobą. Sakaryaspor zagrał mecz charytatywny, tylko hmm, z rywalem takim, jakby Arka zagrała z Lechią. Pełno ludzi, w 80. minucie kibice na murawie, napieprzanka, pfff…

62f8fdd0_nalepa-7.jpg

Zakładam, że w miarę możliwości obserwujesz Arkę i interesujesz się jej wynikami?

Oczywiście, że tak. Mam wykupiony pakiet i oglądam mecze Arki. Zawsze w koszulce Arki. W oglądaniu towarzyszą mi synowie, w miarę ich dziecięcej cierpliwości. Interesuję się, choć pewnie ci, którzy twierdzą, że uciekliśmy po spadku, są pewni, że na pewno mam to gdzieś. Oglądam i jest mi smutno. Gdynia była zawsze twierdzą – choć położona nad morzem, miejsce wypoczynkowe, to nie były to Malediwy dla piłkarzy Arki ani rywali. Przyjechała Legia, wygraliśmy, przyjechała Wisła, tak samo, rywale wiedzieli, że będzie trudno. No za to słabo graliśmy na wyjazdach. Teraz z tej twierdzy nic nie zostało. Ja nie chcę oceniać piłkarzy, bo sam wiem, jak często oceniali nas kibice. Nalepa gruby i nie chce biegać, Marciniak nie umie wrzucić, czy tam Warcholak hah. Ale kurczę, brakuje mi szefa, brakuje drużyny, takiej jedności. Wiem, że trudno oceniać jednoznacznie, z boku, a problemy są na pewno na wielu płaszczyznach. Jednak takie mam odczucia.

A masz kontakt z kimś ze starej ekipy?

Oczywiście, że mam. Mamy swoją grupę i kontaktujemy się na niej albo i prywatnie. Siema, Adaś Marciniak, Dejka, Densiu, Zboziu. Mam kontakt z Maćkiem Jankowskim, z Pavelsem, parę razy pisałem z Dawitem Schirtladze. Wszyscy wspominają, że w żadnym klubie nie było takiej szatni, takiego klimatu. Rzecz jasna mamy świadomość, iż rozgrywaliśmy też bardzo słabe mecze. Jednak Puchar Polski czy Superpuchar plus finały to jakieś sukcesy były, niemałe. No i został jeszcze nasz Don Kichot – Marcus w Arce, może bardziej jest niż gra, ale wciąż przywdziewa żółto-niebieską koszulkę. Jak wspominałem, brakuje mi ekipy, i tej z murawy, i tej kibicowskiej – Kuba Mazzano, Spilih, Megafon, Krzysiu Sopocki i wielu innych. Ale takie koleje życia.