Jestem Arkowcem od najmłodszych lat. Urodziłem się „po sierpniu” 1972. Zaczynałem w wieku 6 lat od spotkań Arki na Ejsmonda, gdzie zabierał mnie Tata Jerzy, długoletni pracownik Opec Gdynia. Moje pierwsze wspomnienie dotyczące samej Arki (jakie pamiętam) to runda honorowa z Pucharem Polski - po jego zdobyciu, przed pierwszym meczem w Gdyni. Treningi rozpocząłem jako dzieciak na boisku przy ul. Bema z Panami Szkodą i Karaczunem. Gdy byłem jeszcze juniorem skierowano mnie na Ejsmonda do małej szatni powyżej seniorskiej szatni Arki. Spotkałem tam trenerów: Dziubińskiego, Lipińskiego, Barbachena, Malona, potem trenera rezerw Bielińskiego.
Teraz o trenerze Dziubińskim i moich wspomnieniach:
Pamiętam, że pierwszą dumą trenera Jacka był jego imiennik - Jacek Ptach w okresie, gdy po raz pierwszy powołano go do juniorskiej kadry Polski. Trener złamał nieszczęśliwie nogę i siedział w szatni trzymając ją wysoko na stole. To wtedy nazwał „Ptaszka” ksywą „kadra”, która już do niego przylgnęła. Jego oczkiem w głowie był „Makroregion” (grali głównie w niedzielę, na głównej płycie po meczu pierwszego zespołu). Była to cholernie mocna ekipa (Nitek, Faltyna, Krzywy, Zino, kapitan Roger, Lisek, Szymek, Szczypior, Hela, Gumiś). Zdarzało się, że z rezerw przesuwano mnie na pojedyncze mecze tej ekipy, ale moim miejscem była ławka rezerwowych. Pamiętam tylko, że z trenerem Lipińskim stanowili idealny duet (świetnie się uzupełniali). Pamiętam początki Trenera w seniorach. Z jednej strony 16 i 17 letni chłopcy, z drugiej zaś Śląsk Wrocław (Góra, Kudyba, Jedynak, Tęsiorowski) i… remis. Było od początku widać, że to „wypali”. Potem dumą trenera byli Grzegorz i Maciej. Jak poszli do Pogoni, kibicom ( i mnie też) było strasznie przykro, niemniej „Dziuba” patrzył dalej niż my - był dumny i ściskał kciuki za ich powodzenie w tej „większej” piłce.
Pamiętam fetę z okazji awansu do 2 ligi (na plandece Żuka)…
Pamiętam jak pilnował wyników nauki swoich piłkarzy, rozmawiał z Dyrektorami Szkół (czuwał nie tylko nad „stroną sportową”).
Pamiętam, jak z Tomasem i Maratonem (jako Harmon) ratował Klub przed zupełnym upadkiem.
Pamiętam smak pepsi po treningach (załatwił umowę sponsorką – logo na koszulkach) – w szatni stały skrzynki z butelkami.
Pamiętam, jak zmagał się z treningami juniorów na Saharze (gdzie nie zezwalano mu na trening na głównej płycie).
Pamiętam jak na treningach uwielbiał grać razem z nami w dziadka czy też na małe bramki.
Potem na kilka lat była przerwa, związana ze studiami prawniczymi oraz moim zakończeniem kopania się w czoło. Stałem się arbitrem piłkarskim. Najpiękniejszy komplement, jaki usłyszałem od Dziuby: „nie byłeś wielkim piłkarzem, trochę surowym technicznie, ale zawsze ambitnym i zaangażowanym. Ale powiem ci: jako sędzia jesteś doskonały – odnalazłeś swoje miejsce w piłce”. Za mną 1220 meczów, najwyższa klasa rozgrywkowa: 2 liga, niemniej powyższe słowa trenera Jacka skierowane do mnie były jak zwykle: szczere, prostolinijne i celne.
Odkąd pamiętam (a spotykaliśmy się często na meczach PLJ A i B juniorów Arki), zachowywał się na ławce niezwykle spokojnie i taktownie. W przerwie i po meczu zawsze przyszedł porozmawiać, nie tylko o Arce ale i współczesnej piłce oraz o najnowszych interpretacjach przepisów gry. Pamiętam, jak podczas jednego ze spotkań zwracał mi uwagę na Grzegorza Krychowiaka, że będzie wielkim piłkarzem. Mnie się wtedy nie spodobał, bo jakby przeszedł obok meczu. Pan Jacek powiedział, że Grześ jest po chorobie i podtrzymuje swoje zdanie. Dziś publicznie stwierdzam: jakże się myliłem…
Myślę, że nigdy nie zaakceptował nowego stadionu i nowego miejsca dla Klubu. Po prostu, dalej pracował dla Ukochanego Klubu. Twierdzę, że dla Pana Jacka, dla Grzesia Witta, dla Tomka Panasiuka, dla mnie – miejsce po obiekcie na Ejsmonda jest jak wyrwane serce… 6 sierpnia to dzień dla mnie szczególny, to dzień moich urodzin. Nie zabraknie mnie na pogrzebie. Odtąd będzie to dzień dla mnie podwójnie szczególny…
Cześć pamięci Pana Jacka!
Jacek Grzybek - sędzia piłkarski (Gdynia)
PS. Chciałbym zaapelować do władz Klubu: Opierajcie zespół na wychowankach, na ludziach związanych z regionem. Nie wietrzcie co chwilę szatni. Kręgosłup prawdziwych Arkowców niech zostaje. Niech grają piłkarze, a nie przebierańcy z last minute. Może być biedniej, ale niech na boisku będzie ambicja prosto z wątroby. Wyrażam nadzieję, że Klub (choćby jego siedziba) kiedyś wróci na ul. Ejsmonda.
TAK CHCIAŁBY PAN JACEK DZIUBIŃSKI!
Bardzo prosimy osoby (kibiców, działaczy, piłkarzy), którzy mieli bliski kontakt z panem Jackiem Dziubińskim o przesłanie swoich wspomnień na maila redakcja@arkowcy.pl, tak by jak najmocniej przetrwała pamięć o tym wyjątkowo zasłużonym dla Arki człowieku.