Za nami 7 kolejek ekstraklasy. Jeśli ktoś uważał, że Arka nie da rady, bo: słabe transfery, mało doświadczona kadra, bo silniejsi rywale etc, to już wie, że nie ma się czego bać. Nasz zespół wniósł do ekstraklasy sporo świeżości, kilku wyróżniających się zawodników i nie ma powodów do żadnych kompleksów względem bogatszych klubów. Poniżej kilka luźnych spostrzeżeń po pierwszych kolejkach. Czy ekstraklasa zmieniła się przez ostatnie 5 lat?

1. Pucharowicze w dolnej połowie

Europejskie puchary to od lat zgniły owoc, podrzucany perfidnie polskim klubom. I choć zmieniają się działacze, zmieniają się trenerzy i piłkarze, a nawet zmienia się system rozgrywek, nasze kluby wciąż nie potrafią poradzić sobie z grą co trzy dni. Do zmiany trenera doszło już u dwójki naszych eksportowych drużyn - w Lechu Poznań nadeszły rządy Chorwata Nenada Bjelicy, a w Gliwicach powrócił... Radoslav Latal. Na usługi Czecha nie było latem specjalnego popytu i w efekcie uznał, że lepszy powrót do Gliwic niż kolejne miesiące bezrobocia. Fatalnie sezon zaczęła też Legia Warszawa, na czym skorzystała między innymi Arka. Oczywiście straty są wciąż niewielkie, bo krytykowany ze wszystkich stron Lech może w ciągu tygodnia odrobić stratę do powszechnie chwalonej Jagiellonii Białystok. Pucharowa zadyszka nie ominęła też Zagłębia Lubin, które na koncie ma rzadko spotykaną passę czterech remisów.

2. Obcokrajowcy wiodą prym

W czołowej czwórce klasyfikacji kanadyjskiej nie ma ani jednego Polaka. Prym na początku sezonu wiodą zawodnicy z krajów często "gorzej rozwiniętych" w futbolu jak Estonia (Konstatin Vassiljev), Litwa (Fiodor Cernych) czy Łotwa (Vladislavs Gutkovskis). To spory problem. Liga została wydrenowana z najlepszych polskich zawodników i w efekcie ani jeden zawodnik ofensywny z naszej ligi nie ma szans na miejsce w wyjściowym składzie reprezentacji. Trenerzy wiedzą, że ci, którzy zostali nie zapewnią im odpowiedniej jakości i szukają za granicami. Brak gwiazd to odwieczny problem naszej ligi. Nie ma tu zawodników, dla których "przychodzi się" na stadiony. Przez 5 lat naszej rozłąki z ekstraklasą ten problem się dodatkowo pogłębił. To szansa dla zawodników z cienia. Marcus da Silva nie był do tej pory specjalnie ceniony poza Gdynią, a okazało się, że może być jedną z gwiazd naszej ligi. Jego śladem idzie choćby Mateusz Szwoch, który musi jednak ustabilizować formę.

3. O wynikach decyduje determinacja i szczęście

Polską ligę w jednym zdaniu wyjątkowo trafnie scharakteryzował Adam Marciniak. Podobny poziom, podobne (przeważnie przeciętne) umiejętności poszczególnych piłkarzy powodują, że o wynikach decydują często aspekty pozapiłkarskie jak dyspozycja dnia, zaangażowanie czy atmosfera wewnątrz zespołu. Przed meczem z Koroną Kielce na forum można przeczytać wypowiedzi, że rywal jest cienki jak wiadomo co, ale boisko zazwyczaj wszystko weryfikuje. Nie uważam, by Jacek Kiełb był gorzej wyszkolony od Miro Bożoka, a Łukasz Sekulski od Dariusza Zjawińskiego (i na odwrót). Ich umiejętności są bardzo porównywalne. W obu zespołach widzę tylko jednego zawodnika, który w niemal każdym meczu "robi różnicę", ale jak wiemy Marcus został w Gdyni. Dlatego bez obaw podchodzę do meczu, bo wiem, że Arkowcy dadzą z siebie 110% i jeśli przegrają to tylko dlatego, że rywal da 115 i będzie miał po prostu lepszy dzień lub więcej szczęścia.

4. Pochwała przeciętności
5. Liga stałych fragmentów gry

Modelowym przykładem łączącym te punkty jest dla mnie Dominik Furman z Wisły Płock. Zawodnik od początku sezonu jest z każdej strony chwalony za swoją grę, podczas gdy rozkładając ją na czynniki pierwsze, wychodzi, że liczby wykręcają mu koledzy z drużyny. Furman w 7 meczach ma 1 gola i 3 asysty. Wszystkie ze stałych fragmentów gry. Gola strzelił z karnego, a asysty dorzucił ze stojącej piłki. Gdyby wyłączyć te krótkie momenty (aczkolwiek, o czym poniżej, w naszej lidze kluczowe), Furman byłby dla drużyny niemal bezproduktywny. Z dystansu zazwyczaj strzela w środek bramki, nie dogrywa prostopadłych piłek do napastników, kiwać nie umie, gra na pewno poniżej swojej renomy. Tego typu zawodników jest wielu. Od lat grają na równym, przyzwoitym poziomie i nic ponadto. W naszych realiach to wystarcza do ekstraklasowej długowieczności. Arki nie było w ekstraklasie 5 lat, ale co mecz spotykamy w protokołach meczowych wielu ligowych wyjadaczy.

To niesamowite, ale 8/16 zespołów polskiej ekstraklasy strzeliło połowę i więcej goli ze stojącej piłki. Takich wskaźników, jak przypuszczam, nie ma żadna inna liga w Europie. Na czele tej klasyfikacji są Legia i Śląsk, które aż 4 z 7 bramek zdobyły w ten sposób. Wysoko jest też Arka. Nasz zespół po stałych fragmentach gry cieszył się 7 razy, a bramek mamy łącznie 13.

6. Pieniądze nie grają

Budżet Arki oscyluje raczej w dolnych strefach, co nie przeszkadza naszym zawodnikom skutecznie rywalizować z bogatszymi rywalami. Polscy działacze są mistrzami w marnotrawieniu pieniędzy. Świetnie w tej roli odnaleźli się w Niecieczy. Minionej zimy sprowadzili cały tabun nikomu nieznanych piłkarzy i, ku powszechnemu zdziwieniu, okazało się że Stefan Nikolić czy Elvis Bratanović nie zostali gwiazdami naszej ligi. Teraz manewr powtórzono, ale chyba w bardziej przemyślany sposób. Od kilku lat trwają też dziwne roszady kadrowe w Gdańsku, gdzie kolejni menedżerowie podsyłają piłkarzy z Brazylii i krajów bałkańskich. Ostatnio jednak i tam się uspokoiło, więc palmę pierwszeństwa przekazano do Łęcznej, a w zasadzie Lublina, gdzie ostatnio grywa Górnik. Na Lubelszczyznę trafiło tego lata aż 12 zawodników (nie licząc młodzieży z rezerw). Czy kogokolwiek dziwi, że tak sklecony zespół jest w strefie spadkowej? Nam pozostaje tylko cieszyć się, że działaniom Arki bliżej do "modelu lubińskiego" niż wspomnianych wyżej. W polskim futbolu pieniądze nie grają i szczęścia nie dają (patrz - teoria Adama Marciniaka), dlatego nie wierzę, by Legia w najbliższym czasie odskoczyła peletonowi.

7. Zapał beniaminka. Mit czy rzeczywistość?

W dzisiejszym "Przeglądzie Sportowym" Łukasz Grabowski analizuje różne przypadki beniaminków, dochodząc ostatecznie do wniosku, że ... nie rządzi nimi żadna reguła. Padają różne argumenty, między innymi, że wyniki beniaminków buduje atmosfera, która na fali awansu jest zawsze dobra. Problemy zaczynają się przy pierwszym poważnym kryzysie. Arka ma o tyle łatwiej, że Grzegorz Niciński z podobnym tąpnięciem borykał się już 2 lata temu. Działacze rozglądali się za zastępstwem, które ostatecznie nie było potrzebne. Wielu trenerów mawia, że tylko porażki mogą czegoś nauczyć. Obyśmy w ekstraklasie przeżywali tę gorycz jak najrzadziej. To będzie znaczyć, że Arka nie jest w niej meteorem, ale znaczącą, rosnącą siłą. Czego sobie i Wam życzymy.

mazzano