Wracamy. Po 182 dniach kibice żółto-niebieskich znów będą wspierać swoją drużynę z trybun Stadionu Miejskiego w Gdyni. A cała zabawa zaczyna się od najważniejszego meczu w sezonie, który zapełni obiekt przy Olimpijskiej niemal do ostatniego krzesełka. Po trzech i pół roku przerwy od emocji związanych z pojedynkami z odwiecznym wrogiem, w piątek nareszcie Gdynia znów zapłonie. Smaczku całej rywalizacji dodaje jeszcze fakt, że oba zespoły znajdują się w bardzo wysokiej formie, goryczy porażki w I lidze nie zaznały od września, a stawką szlagieru 16. kolejki będzie fotel lidera zaplecza Ekstraklasy. Nie da się zbudować temu spotkaniu lepszej rekomendacji niż ta, którą przygotowało życie. Nas jednak interesuje tylko i wyłącznie wygrana i realne, namacalne potwierdzenie prymatu na północy. W derbach Trójmiasta w piątek o 20:30 Arka podejmuje Lechię Gdańsk.
Spadek Lechii z Ekstraklasy w poprzednim sezonie stanowił konsekwencję wielu lat zaniedbań w strukturach organizacyjnych i zamiatania problemów pod dywan przy całkowicie biernej postawie tamtejszej społeczności kibiców. W nową kampanię na drugim szczeblu rozgrywkowym biało-zieloni wchodzili w wielkim chaosie, w zamieszaniu związanym ze zmianami właścicielskimi i po zupełnej przebudowie drużyny. Misję sklecenia czegoś sensownego ze zlepku zagranicznych zawodników o zróżnicowanych charakterystykach włodarze klubu zza Sopotu powierzyli Szymonowi Grabowskiemu – młodemu, perspektywicznemu trenerowi przywiązującemu dużą uwagę do przygotowania taktycznego i potrafiącego umiejętnie dostosować sposób gry zespołu do parametrów i wskaźników fizycznych poszczególnych piłkarzy. Kilku graczy 42-letni szkoleniowiec odstawił, ale kilku też zbudował na nowo, znalazł im nowe pozycje na boisku i tchnął w nich świeżego ducha. W sierpniu, patrząc na Lechię, mówiło się, że ta ekipa potrzebuje czasu, by się zgrać, wypracować automatyzmy i zatrybić. Dzisiaj Grabowski i spółka zbierają benefity płynące z wykorzystania tego czasu – ostatnio gdańszczanie przegrali 3 września w Sosnowcu, od tego czasu zanotowali natomiast 4 zwycięstwa i 4 remisy. To powoduje, że popularne ,,betony” wywindowały się na 3. lokatę w tabeli, tracą w tym momencie jedynie jeden punkt do drugiej Odry i trzy do liderującej Arki. Tyle, że do potyczki derbowej przystąpią mocno osłabione personalnie. Od dłuższego czasu kontuzjowani są Luis Fernandez, Conrado i David Stec, ale w Gdyni pauzę za kartki będą musieli odcierpieć Iwan Żelizko i Tomasz Neugebauer. To powoduje ogromną dziurę w środku pola, zwłaszcza w sektorze zorientowanym defensywnie. Biorąc pod uwagę, jakim potencjałem w tym miejscu Lechia dysponowała w ostatnich tygodniach, a jakim będzie musiała operować w piątek, mówimy tu o potężnej wyrwie, dramatycznej otchłani Mordoru, jądrze ciemności, Trójkącie Bermudzkim, w którym – mamy nadzieję – będą ginąć z oczu zastępcy Ukraińca i młodzieżowego reprezentanta Polski. Kto wystąpi w tej roli? Jeśli Jan Biegański zdąży wyleczyć uraz, to jest pewniakiem do wskoczenia na pozycję numer sześć, a sekundować mu powinien cofnięty z ,,dziesiątki” Rifet Kapić. Wobec zmiany boiskowej lokalizacji Bośniaka, funkcję rozgrywającego Grabowski powierzy Maksymowi Chłanowi, który na lewym skrzydle zwolni miejsce Dominikowi Pile. Przy przeciwległej linii bocznej wystąpi Camilo Mena, a wysuniętym napastnikiem ekipy zza Sopotu będzie Tomas Bobcek – pod nieobecność Fernandeza to właśnie Słowak jest najlepszym strzelcem biało-zielonych, mając na koncie 4 bramki. Wszystkie te roszady wymuszone żółtymi kartonikami spowodują, że Piła otrzyma więcej zadań ofensywnych, a w jego miejsce na prawej obronie z ostatnich kolejek wskoczy do pierwszej jedenastki Dawid Bugaj. Pozostała część łańcucha defensywnego nie powinna ulec zmianom – przed Bogdanem Sarnawskim pojawi się duet środkowych obrońców Andrei Chindris – Elias Olsson, a na lewej flance zagra Miłosz Kałahur. To właśnie obrona jest największym orężem betoniary – w tym sezonie ekipa Grabowskiego straciła tylko 15 goli, co jest trzecim najlepszym wynikiem w lidze. Trzeba też powiedzieć, że Karol Czubak nie będzie miał w piątek łatwo przy wysokich i silnych Chindrisie i Olssonie. Tym bardziej, że cała drużyna gra mocno fizycznie, siłowo. To nie jest zespół artystów, wirtuozów i magików. W swojej długiej serii bez porażki często Lechia przepycha spotkania jedną bramką, ale nie demonstruje efektownej piłki. Raczej opanowała do perfekcji umiejętność usypiania przeciwnika i wyprowadzenia natychmiastowego ciosu, kiedy rywal jest już nastawiony na mniej intensywny fragment meczu. Na co dzień mocną stroną biało-zielonych jest środek pola, ale jego wybrakowanie w Gdyni powinno stanowić dla Arkowców pewną wskazówkę w temacie geometrii przeprowadzania ataków. Kolejnym sektorem sprzyjającym gdyńskiej ofensywie może być prawy korytarz gdańszczan – Mena ma problem z wracaniem do obrony i niespecjalnie kwapi się do pracy w defensywie, a Bugaj jest pozbawiony rytmu meczowego. Olaf Kobacki w wysokiej formie naprzeciwko wspomnianej dwójki piłkarzy - to może okazać się gamechanger, który będzie siał spustoszenie.
Pycha kroczy przed upadkiem, dlatego nie będziemy przesadnie chełpić się passą Arki z ostatnich miesięcy. Trzeba jednak powiedzieć o liczbach – 6 zwycięstw z rzędu w I lidze, 8 we wszystkich rozgrywkach. Żółto-niebiescy idą jak burza, to jest fenomenalna seria, ale jeśli kibice mają zapamiętać ją na dłużej, to konieczna jest jeszcze jedna wygrana, w najważniejszym meczu w sezonie. W drużynie panuje team spirit, atmosfera wewnątrz zespołu to najlepszy klimat w gdyńskiej szatni od lat – zbudowanie tego czynnika to największe zwycięstwo Wojciecha Łobodzińskiego na przestrzeni rundy jesiennej. Chwaląc trenera za pracę w Gdyni, należy też wspomnieć o świetnym przygotowaniu zespołu pod względem taktycznym i umiejętności przyznania się do błędu, jeśli chodzi o system boiskowy – od momentu przejścia z trójki na czwórkę obrońców, Arka jest prawdziwym potworem zjadającym kolejne ofiary w lidze. W piątek nikt nie pauzuje za kartki, więc możemy spodziewać się powrotu Przemysława Stolca po karencji z Sosnowca na prawą obronę. Kluczowe dla losów spotkania będzie wchodzenie w pojedynki indywidualne, śmiała gra 1 na 1, wysoki pressing i agresja w odbiorze futbolówki – nie można się jednak podpalać, by otrzymane kartki nie zdeterminowały postawy na murawie. Nie bójmy się słów – Arka w tym momencie dysponuje bardziej technicznymi zawodnikami aniżeli klub zza Sopotu. Trzeba z tego zrobić użytek, ten mecz należy wygrać umiejętnościami piłkarskimi. Wielką rolę do odegrania będą mieli w piątek Sebastian Milewski i Janusz Gol – obaj muszą zabezpieczyć strefę środkową i dać jak najwięcej swobody Hubertowi Adamczykowi, Kacprowi Skórze, Olafowi Kobackiemu i Karolowi Czubakowi. Zwłaszcza ostatnia dwójka, jeżeli otrzyma komfort w operowaniu piłką, jest w stanie przesądzić losy rywalizacji. Historia derbów z ostatnich lat kojarzy nam się wybitnie źle, ale to, co było w Ekstraklasie, nie ma już znaczenia. Bilans w I lidze wynosi 8 zwycięstw Arki, 9 remisów i 5 triumfów biało-zielonych. W Gdyni przybysze z gorszej części Trójmiasta na drugim poziomie rozgrywkowym wygrali tylko raz przy sześciu wygranych żółto-niebieskich. Arkowcy byli też górą w ostatnich derbach na zapleczu Ekstraklasy – 4 listopada 2007 r. triumfowali 1:0 po bramce Grzegorza Nicińskiego. Od tego czasu minęło już 16 lat, ale poprzednie starcie obu zespołów na Stadionie Miejskim w Ekstraklasie także przywołuje pozytywne wspomnienia – wówczas gdynianie wydarli w ostatniej minucie remis 2:2 po kapitalnym trafieniu Marko Vejinovicia i zamknęli rywalom mordy. Teraz trzeba zrobić to samo – tyle, że uciszenie zakompleksionych głosów z Gdańska musi stanowić konsekwencję upragnionych trzech punktów. Mamy nadzieję, że nie przeszkodzi w tym nawet wyznaczenie na arbitra tej konfrontacji tak ,,nieleżącego” Arce sędziego, jak Szymon Marciniak. Napięcie związane z bitwą o prymat w Trójmieście jest tak wysokie, że umyka nam trochę perspektywa tabeli – jednak i w tym aspekcie zapowiada się elektryzujący bój, bowiem wygrany z piątkowej batalii zasiądzie na fotelu lidera I ligi.
Piłkarze Arki muszą uniknąć przemotywowania przed meczem – nie ma potrzeby specjalnego nastawiania się na ten wieczór na granicy splątanych i ciężkich nóg. Już ryk 12-13 tys. gardeł w piątkową noc spowoduje, że zawodnicy będą doskonale czuli atmosferę derbów i zrobią wszystko, by komplet punktów został w Gdyni. Tu nie ma miejsca na kompromisy, to będzie piłkarska wojna. Rywali trzeba postawić w sytuacji bez wyjścia. Jedynym wyborem, jaki mają mieć do podjęcia w piątek gdańszczanie, może być latynoskie ,,plata o plomo” - ,,srebro albo ołów”. Albo poddadzą się na naszych warunkach, albo sami wykonamy wyrok. Z takim nastawieniem trzeba wejść w derby. Piłkarze mają tytaniczną robotę do wykonania na murawie, kibice na trybunach. Niech żadne gardło tego dnia się nie oszczędza. To jest najważniejszy mecz w sezonie. Trójmiasto jest nasze, Trójmiasto do nas należy!