Przypomniał mi sie właśnie taki stary wyjazd trzecioligowy na mecz Wda Świecie – Arka. W tamtych czasach Świecie było bardzo sławnym miasteczkiem, w którym dość dobry oklep załapała Zawisza Bydgoszcz, a potem Lechia Gdańsk. Oczywiście nie za sprawą miejscowych chuliganów tylko więźniów wypuszczanych w czasie weekendów na mecze w celu… przyuczenia do powrotu do normalnego życia, czy coś w tym rodzaju. Wyżej wymienione ekipy tak rwały ze Świecia jak się tylko dało... przez pola, łąki itd. Jakieś 2-4 lata później przyszedł czas właśnie na Świecie. Pojechaliśmy tam w 3 autokary. Jak na tamte czasy bardzo dobra banda. Stadion tylko z jedną trybuną, na której oprócz nas oddzielonych kordonem milicji (jeszcze wtedy) siedziały miejscowe buraki. Ludzi nawet dużo, bo coś z 1500. Ale o dziwo panował spokój do czasu, gdy z nudów zaśpiewaliśmy – „je..ć Świecie, je..ć”. Wtedy buraki podwinęły rękawy i dawaj do nas… było by ciekawie, ale psy, których było dość dużo, były za bardzo czujne tego dnia. Dość fajny był też wyjazd na Pomezanię Malbork, na którym w roku chyba 95, przypieczętowaliśmy awans do drugiej ligi. Pojechało nas coś z 800 osób, może więcej. Już w Gdyni na dworcu PKP były walki z psami.Pamiętam nocny przejazd przez Gdynię Pogoni Szczecin, która pociągiem Szczecin - Białystok jechała na Jagę. Pociąg wjechał do Gdyni o północy... a my z antenami samochodowymi (wtedy dobry sprzęt...) i innymi rympałami wjechaliśmy Pogoni do pociągu... na bank był wtedy Cięty, bo wbijał się ze mną jednymi drzwiami do ich pociągu... haha. Zresztą w tamtych czasach trzepaliśmy w Gdyni na PKP wszystkie pociągi, którymi jakakolwiek ekipa miała przejechać przez nasze miasto sexu i biznesu - jak to mawialiśmy. Zawsze miedzy Gdynią a Wzgórzem bombardowaliśmy ekipy, które w latach 80-tych powracały z meczów z Lechią lub Kałtykiem . Ale takie były czasy... psy kibiców wracających z Lechii lub Kałtyku odwoziły na gdyński dworzec i czekały na peronie, z którego odjeżdżał ich pociąg. Ci chodzili do nocnego po alkohol i prowiant lub po dworcu... a wtedy mięliśmy BINGO. Albo inna akcja: Pogoń wracała chyba z Lechii, było ich dość dużo i siedzieli na murku przy drodze prowadzącej z dworca na halę targową... ależ sie zdziwili, gdy nagle z dachu zaczynały spadać płyty chodnikowe ... Pamiętam też fajną sytuację, gdy w Pucharze Polski graliśmy z Widzewem w Gdyni na Ejsmonda. W kilkanaście osób postanowiliśmy zaczekać w okolicach naszego PKP na pociąg z Judolandii. Każdy przygotowany, rurki metalowe zawinięte w gazetach... idziemy patrzymy - a tu w okolicach PKP krąży chyba ze 150 osób z Arki... a prawie każdy w reku trzyma gazetę... ale było śmiechu, nikt sie nie umawiał, a tylu nas sie zebrało... Szczur
Z wesołych sytuacji: podczas wyjazdu chyba do Tychów, bodajże 93 lub jakoś tak, (wygraliśmy wtedy 2:0) zajeżdżamy do jakiejś małej knajpy pomiędzy Łodzią a Śląskiem, około 3 w nocy. Sprzedawca zaspany, a Adżala z Cisowej (w stanie już lekko pomrocznym) robi jemu sprawdzian z wiedzy o futbolu, pytania typu "a co pan sądzi o Górniku Wałbrzych" itp. No i hasło, którego nigdy nie zapomnę: „Żywiec na żywca” hehe. Sam wyjazd w pełni udany, jeszcze wtedy była zgoda z GKS-em, ale ich ówczesna ekipa była raczej procentowa. Z bliższych czasów, jakoś początek obecnego wieku, goszczenie Królowej Śląska na Obłużu i terror alkoholowy wprowadzony przez Szczura, Polonia pojechała dwa dni później.
Ciekawie zapowiadał się wyjazd na Ślęzę Wrocław, chyba 94 rok. Zebrało się nas około 40 -50 typa naprawdę dobrej bandy, wbiliśmy się w pośpiech Gdynia - Wrocław, i już w Sopocie obcinacze, tu nie pamiętam czy to było właśnie w Sopocie czy już w Oliwie, wyskoczyliśmy z pociągu za betonami, awantura była króciutka bo darli zelówki równo, w międzyczasie pociąg nam odjechał, wbiliśmy się w jakiś powrotny SKM do Gdyni. Ktoś dostał cynk, że w Gdyni psiarnia zrobiła na nas obławę, wysiadamy w Orłowie i postanawiamy z buta dotrzeć do Gdyni. Przy dojściu z dworca w Orłowie do Zwycięstwa była kiedyś knajpa, ktoś ze środka krzyknął coś głupiego, momentalnie przeciąg w barze, nie zdążyliśmy wyjść a już było słychać syreny. Długo trwało zanim dotarliśmy do Gdyni. Jako że przypał był spory, wyjazd było trzeba odpuścić, większość porozjeżdżała się od razu na chatę, my w parę osób wbiliśmy się na kwaterę do kolegi B. na Starowiejską, tam melanż i nasłuchiwanie wyniku w Trójce, oczywiście jak to w tamtych latach w plecy. Ekipa samochodowa, która dojechała miała ciekawie, musieli się ewakuować na płytę boiska przed malinowymi nosami. Mucha
''Moje najlepsze wyjazdy z tego czasu to Gwardia Warszawa i Nowa Ruda''.
Na Gwardii byłem ze 3 razy - kiedy poszliśmy nad Wisłę do takiej kufloteki, chyba „Pod syrenką” się nazywała, niedaleko tego pomnika (Cięty i Chudy byli). I był ogólny melanż i śpiewy, aż nie zaczęliśmy śpiewać Polonia Warszawa, notabene nigdy nie byli na naszym meczu z Gwardią w tamtych czasach, ale ich było wtedy tylu, że mieli numery na szalikach. Bez urazy. No i wtedy wstali jacyś miejscowi i ku... jaka Polonia? Tylko Legia! Parę stołów przewróconych butelki kufle latały, na sygnały radiowozy, ewakuacja nad Wisłę i tak szliśmy na stadion kawał drogi.
Ciekawie było w tej Nowej Rudzie. Pojechało nas wtedy sporo, ze 150 plus zajechały zgody -Górniki. Zajęliśmy knajpę nieopodal stadionu, spokojne raczenie sie piwem... i idą goście w barwach (takie jak Śląsk), a my co jest za ryj.. i tam obok była wykopana dziura przez koparkę i ich tam powrzucaliśmy i kolejnych i oni tam siedzieli, a my chóralne śpiewy nad nimi aż milicja wpadła i zaczęły sie ganianki.
Chyba w 5 osób oddzieliliśmy się (Cegiełka ze Wzgórza był, chyba żyje) i na stadion, a tam na sektorze zobaczyliśmy flagi Śląska, eŁksy i parudziesięciu w szalach. Dostaliśmy filmu.. i na nich, a oni po paru strzałach w długą, pozrywaliśmy te flagi, podeptaliśmy (jakoś nie było mody żeby zabierać, wywieszać później do góry kołami, a konfidentctwo się szerzyło - komuna, a to wtedy z bomby ze dwa lata) coś pokrzyczeliśmy… i znowu psy, to poszliśmy już do naszych na sektor, musieliśmy się pozamieniać ubraniami jakieś czapki bo nas szukała psiarnia... mecz przegrany 2:1 chyba.
Zagłębie spotkaliśmy jak wracaliśmy z jakiegoś wyjazdu, może 87, a oni w paru jechali w tym samym pociągu na Lechię. Pokazali nam swoje barwy, że trzymają z tym i tym i że Śląska lubią mniej, a jak była u nich Lechia to ich naj..ali, a Lechia w paru na nich nawet wtedy czekała. Następnie kiedyś zbieraliśmy się na jakiś wyjazd na dworcu i akuratnie zajechał pociąg z kibicami Zagłębia, przyjechali na Bałtyk 87/88 rok chyba, myśmy do nich podeszli o sympatiach, kto co był... i dalej już poszło. Jeszcze spadli, grali z nami zgoda się umacniała, wspierali nas zawsze w Legnicy.
Ogólnie kiedyś zgoda naszej zgody była i naszą zgodą chociaż zdarzały się wyjątki, a i potem jak wiadomo ta cała ''nasza'' koalicja się rozwaliła.
O Lechu i naszej zgodzie.. i tak.. z Nimi mięliśmy zgodę kiedy jeszcze inny klub z Gdyni nie miał kibiców osobiście byłem kilkanaście razy na Lechu w osiemdziesiątych latach, dosyć mocną grupą z Arki wspieraliśmy ich na finale Pucharu Polski z Legią na Widzewie 87-88, potem pamiętny Piotrków Trybunalski - Super puchar, aż do pewnego meczu reprezentacji w Poznaniu i wtedy nastał Bałtyk. Róża
Książka dostępna w księgarni Unibook.com