Arka przystępowała do meczu z Zagłębiem Sosnowiec z mocnym postanowieniem poprawy po fatalnym spotkaniu z GKS-em Bełchatów. Rywal był wymarzony do rehabilitacji - naprzeciwko stanęła piętnasta drużyna tabeli, grająca w ostatnich miesiącach bardzo słabą piłkę. W porównaniu do rywalizacji z bełchatowianami Ireneusz Mamrot dokonał trzech roszad w wyjściowym składzie - Jakuba Wawszczyka, Mateusza Żebrowskiego i Dawida Markiewicza zastąpili Adam Danch, Mateusz Młyński oraz Rafał Wolsztyński. Tym samym od pierwszego gwizdka żółto-niebiescy grali z dwoma napastnikami w podstawowym zestawieniu. Kazimierz Moskal nie zaskoczył wyborami personalnymi.

Mecz powinien rozpocząć się od mocnego uderzenia Arki. Właśnie, który to już raz w tym sezonie używamy określenia ,,powinien" zamiast zastosować po prostu czas dokonany - zwłaszcza w kontekście Jankowskiego, który - przepraszamy za spoiler - będzie głównym bohaterem historii z 5. minuty. Wtedy to Wolsztyński obsłużył dokładnym podaniem ,,Jankesa", ten stał sam przed Chorążką, ale zamiast do siatki, posłał piłkę do sektora GOSiR. Pięć minut później role się odwróciły - tym razem to Jankowski zagrał do Wolsztyńskiego, a były napastnik Górnika i Widzewa oddał plasowany strzał w kierunku dalszego słupka, niestety niecelny o dobrych kilka metrów. Po chwili Gojny znalazł w szesnastce Arki Mularczyka, ale młody rozgrywający gości przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. W 16. minucie znów wszystkie jupitery skierowane były na Jankowskiego, który otrzymał świetne podanie w tempo od Wolsztyńskiego, jednak zamiast otworzyć wynik meczu, zaplątał się we własnych nogach, a defensorzy z Sosnowca oddalili zagrożenie. Po kolejnych trzech minutach Karbowy egzekwował rzut wolny sprzed pola karnego gdynian, ale uderzył po ziemi w bezpiecznej odległości od bramki Kajzera. W 20. minucie boisko z urazem opuścił Marcus, a na placu gry zastąpił go Żebrowski. Arka wciąż próbowała stworzyć jakieś zagrożenie pod bramką Chorążki. Kwiecień otrzymał w szesnastce piłkę zagrywaną z okolic linii środkowej, ale nie złożył się odpowiednio do strzału, futbolówka zeszła mu z buta i nie zwiększyła tempa bicia serca u golkipera przyjezdnych. Po ładnym rozegraniu w trójkącie Letniowski - Jankowski - Żebrowski ten ostatni próbował uderzenia z prawej strony pola karnego, jednak ten strzał poszybował metr nad poprzeczką. W 42. minucie świetną akcję rozegrali między sobą Marciniak z Młyńskim, skrzydłowy żółto-niebieskich wpadł w szesnastkę gości, ograł Ryndaka, a spóźniony Duriska wjechał w nogę młodego pomocnika. Sędzia Krztoń bez wahania wskazał na wapno. Do piłki podszedł Letniowski i uderzył tak, że choć Chorążka wyczuł jego intencje, to nie miał szans zdążyć do piłki. Gdynianie objęli prowadzenie po ósmym golu ich rozgrywającego w tym sezonie w lidze. Taki wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy.

Druga część spotkania zaczęła się od dośrodkowania Letniowskiego na nogę Dancha, który z półwoleja posłał piłkę tuż obok lewego słupka bramki Zagłębia. W 54. minucie stoper Arki zablokował z kolei groźny strzał Karbowego sprzed pola karnego. Dziesięć minut później piłkę na lewej stronie boiska otrzymał Pawłowski, zszedł do środka, zatańczył ze stoperami żółto-niebieskich, po czym oddał uderzenie tuż nad bramką Kajzera. Niecelnie próbowali też Ryndak i Letniowski. W 79. minucie Letniowski przytomnym zagraniem uruchomił na prawej flance Żebrowskiego, skrzydłowy Arki wpadł w pole karne sosnowiczan, balansem ciała zatańczył z Duriską i Grudzińskim, po czym przełożył sobie futbolówkę na lewą nogę i po rykoszecie pokonał Chorążkę. Podopieczni Mamrota podwyższyli prowadzenie i w obliczu słabej postawy gości mogli już szykować komitet powitalny dla trzech punktów. Do końca meczu z dystansu strzelali jeszcze Soszyński, Karbowy i Antonik, ale te próby nie przyniosły zmiany wyniku.

W polskiej piłce sławę zyskał już frazes ,,to nie łyżwiarstwo figurowe, tutaj ocen za styl się nie przyznaje". Arkowcy w środę mogliby na to stwierdzenie zareagować słowami ,,i całe szczęście". Gra żółto-niebieskich zdecydowanie nie przypominała łyżwiarstwa figurowego. Jeśli można ją porównać z jakąś inną dyscypliną sportową, to nasuwa się tu głównie analogia do podnoszenia ciężarów. Gdynianie mieli ciężkie nogi, długimi fragmentami meczu bardzo męczyli swoimi poczynaniami, było między nimi mnóstwo niedokładności i niechlujności. Piłkarzem, który mógłby stanowić alegorię tych 90 minut, jest Juliusz Letniowski - gra ofensywnego pomocnika na przestrzeni całego starcia wołała o pomstę do nieba, 22-latek zupełnie nie czuł tempa rywalizacji, zagrywał pod nogi przeciwnika, głupio faulował i zaliczał straty, a mimo wszystko skończył z golem i asystą. W tym wszystkim najważniejsze jest jednak, że ciężary zostały wyrwane i podrzucone, a trzy punkty zostały przy ul. Olimpijskiej. Brawo dla zawodników za wykonanie zadania, gramy dalej. Arka awansowała na 5. miejsce w tabeli, traci dwa punkty do Odry Opole i trzy do Górnika Łęczna. W sobotę o 12:00 zagra w Rzeszowie z Resovią.


Arka Gdynia - Zagłębie Sosnowiec 2:0

Bramki: Letniowski 43' (k), Żebrowski 79'

Arka: Kajzer - Danch, Kwiecień (66' Ślesicki), Marcjanik, Marciniak - Młyński, Drewniak, Letniowski, da Silva (20' Żebrowski) - Wolsztyński (59' Soszyński), Jankowski.

Zagłębie: Chorążka - Ryndak (75' Turzyniecki), Duriska, Grudziński, Gojny - Pawłowski (86' Maia), Oliveira (46' Korzeniecki), Karbowy, Mularczyk (65' Antonik), Małecki - Gregorio (65' Nowak).

Żółte kartki: Marcjanik, Soszyński, Letniowski, Żebrowski - Małecki, Korzeniecki, Karbowy.

Sędzia: Wojciech Krztoń (Olsztyn).