Nikt w Gdyni nie wyobrażał sobie przed poniedziałkowym starciem innego scenariusza niż przekonujące zwycięstwo żółto-niebieskich i pewne zgarnięcie trzech punktów. W składzie Arki zabrakło Luisa Valcarce, który złapał uraz. Zastąpił go Fabian Hiszpański - z tym, że wybiegł na boisko na prawej stronie defensywy, a na przeciwległą flankę Dariusz Marzec przesunął Arkadiusza Kasperkiewicza. Formacje ofensywne nie zostały zmienione w porównaniu do rywalizacji z GKS-em Katowice. Goście rozpoczęli dokładnie w takim zestawieniu, jakiego należało się spodziewać.

Pierwsze groźne sytuacje z obu stron pojawiły się pod koniec pierwszego kwadransa. Najpierw Krzepisz wyciągnął strzał Masa po kontrze Skry, a w odpowiedzi Kos poradził sobie z uderzeniem Kobackiego po rykoszecie od Krzyżaka. Gdynianie mieli przewagę optyczną, ale nic z niej nie wynikało. Kolejne próby wykonywali Deja (mocno, ale niecelnie) i Adamczyk (słabo, ale celnie). W 19. minucie Krzepisz cudem wyciągnął strzał głową Noconia po wrzutce Masa. Minutę później było już 1:0 dla formalnych gospodarzy tego meczu. Stromecki dośrodkował z kornera, piłka trafiła wprost na głowę Szymańskiego, a środkowy pomocnik posłał ją pod poprzeczkę bramki Krzepisza i otworzył wynik. Objęcie prowadzenia ewidentnie napędziło częstochowian, a zahamowało wszelkie działania ze strony żółto-niebieskich. Sprzed pola karnego szczęścia próbował Stromecki, ale golkiper Arki był na posterunku. Krzepisz sparował też uderzenie Noconia po wzorowo przeprowadzonym kontrataku. W 27. minucie po kornerze zakotłowało się pod bramką Kosa, akcję kończył strzałem Hiszpański, ale pomylił się wyraźnie. Na jedną okazję Arki podopieczni Jakuba Dziółki odpowiadali czterema. Najpierw Stromecki uderzył niecelnie, znajdując się w znakomitym położeniu (w wyniku całkowitej bierności obrony gdynian), potem Kasperkiewicz w ostatniej chwili zatrzymał Kwietniewskiego, a kolejne niecelne próby sprzed szesnastki wykonali Szymański i Nocoń. Po dramatycznej w wykonaniu Arki pierwszej połowie Skra prowadziła jedną bramką.

Od początku drugiej części rywalizacji gdynianie dążyli do wyrównania, ale wciąż mieli problem z wyklarowaniem sobie czystych okazji. W 52. minucie Aleman strzelał z ostrego kąta zza obrońcy, a piłka otarła się o słupek. Z dystansu próbowali Adamczyk czy Deja - bez efektu. Na 20 minut przed końcem Marcus świetnie wpadł w pole karne prawym skrzydłem, idealnie obsłużył nabiegającego Deję, ale defensywny pomocnik przeniósł futbolówkę nad poprzeczką. Dwie minuty później Kobacki próbował zaskoczyć Kosa niesygnalizowanym uderzeniem po ziemi, ale golkiper częstochowian zachował czujność. W 77. minucie formalni gospodarze przeprowadzili podręcznikową kontrę. Po nieudanym dośrodkowaniu Kasperkiewicza piłkę przejął Wojtyra, popędził w kierunku bramki Krzepisza, wymienił futbolówkę z Noconiem, odebrał ją w polu karnym i strzałem w długi róg nie dał szans 21-latkowi, podwyższając wynik. Pięć minut później Adamczyk znalazł się na prawej stronie boiska na wysokości szesnastki Skry, znakomicie wypatrzył stojącego w polu karnym Czubaka, a 21-letni napastnik bez namysłu zapakował piłkę do siatki, strzelił trzeciego gola w sezonie i dał Arce kontakt. I to Czubak miał też na nodze piłkę na 2:2 w doliczonym czasie gry, choć w dużym zamieszaniu nie miał szans na mierzone uderzenie i intuicyjnie posłał futbolówkę metr obok prawego słupka bramki Kosa. Przed końcowym gwizdkiem oglądaliśmy jeszcze niecelną główkę Marcjanika i strzał Kasperkiewicza sprzed szesnastki, który poszybował obok bramki. Nie zmieniło to jednak rezultatu. Skra Częstochowa zwyciężyła na Stadionie Miejskim 2:1.

Nic nie tłumaczy tego, co odstawiła Arka w poniedziałkowy wieczór. Nic. To był najgorszy mecz drużyny w sezonie, być może najgorszy w ostatnich latach. Po raz kolejny defensywa popełniła karygodne błędy, a z przodu brakowało decyzyjności i wizji. Dariusz Marzec całkowicie stracił panowanie nad wszystkim, co dzieje się w tym zespole. Od początku sezonu gubi się w wyborach personalnych, zmianach, doborze taktyki, nie ma krzty pomysłu na odwrócenie losów spotkania, gdy ono nie układa się po jego myśli. Nie rozumie inklinacji poszczególnych piłkarzy, chyba żaden z nich nie jest wykorzystywany adekwatnie do potencjału. Kadra drużyny jest bardzo mocna. Zawodnicy mają dużo większe możliwości niż to, co demonstrują w ostatnich tygodniach na boisku - zresztą pojedyncze mecze tego sezonu już udowadniały to twierdzenie. Wystarczy poukładać ich na murawie, przygotować kilka pomysłów i schematów, pociągnąć ekipę w trudniejszym momencie. Tego najwyraźniej Marzec nie potrafi. Zapowiedzi gry o awans brzmią groteskowo, podczas gdy zdecydowana większość kibiców w Gdyni zauważa, że drużyna nie tyle się nie rozwija, ile z każdym tygodniem zalicza regres. Zamiast rosnąć w siłę, cofa się do początkowego stadium budowy. Szkoleniowiec po przegranej potyczce ze Skrą po raz kolejny uciekał od odpowiedzialności, zrzucając ją na innych i mówiąc na konferencji ,,Jesteśmy frajerami. Jest złość, jest żal. Nie wiem, czy wszyscy zrozumieli, o co my gramy, bo dzisiejszy mecz tego nie pokazał do końca. Zespół musi zrozumieć, że my tu się nie bawimy, my tu mamy zapierdzielać i ciułać punkty, bo taka jest prawda". To jest żenujące. Zespół doskonale rozumie, o co gra. Problem w tym, że do Gdyni przyjeżdżają ligowe średniaki, łatwo strzelają gola, potem się bronią i dokładają drugiego z kontry. Ten scenariusz powtarza się któryś raz. To jest jakiś niezrozumiały błąd w sztuce trenerskiej na poziomie amatorskim. W momencie utraty gola mamy do czynienia z paraliżem, kompletną bezradnością, biciem głową w mur. Pewien model współpracy wypalił się bezpowrotnie. Jeśli Arka ma uratować jeszcze ten sezon, konieczna jest zmiana na stanowisku trenera. W tabeli żółto-niebiescy plasują się na 9. miejscu. W sobotę o 18:00 grają na Stadionie Miejskim z Puszczą Niepołomice.


Skra Częstochowa - Arka Gdynia 2:1

Bramki: Szymański 20', Wojtyra 77' - Czubak 82'

Skra: Kos - Brusiło, Krzyżak, Mesjasz, Winiarczyk - Napora, Stromecki, Szymański, Nocoń, Kwietniewski (61' Niedbała) - Mas (70' Wojtyra).

Arka: Krzepisz - Hiszpański (65' da Silva), Marcjanik, Dobrotka, Kasperkiewicz - Żebrowski (46' Stępień), Deja, Aleman, Adamczyk, Kobacki - Rosołek (65' Czubak).

Żółte kartki: Napora - Kasperkiewicz.

Sędzia: Paweł Pskit (Zgierz).

Frekwencja: 3181.